Spodobała Ci się któraś z moich toreb?
Chciałabyś mieć torbę wyjątkową, niebanalną ?
Napisz :catinabagg@gmail.com
Kto pyta, nie błądzi :)

wtorek, 24 września 2013

...na straganie....łyżka dziegciu...

Jesień objawiła dzisiaj swoje łagodne oblicze. Chyba czary czynione na balu u Olgi przyniosły skutek ;). Jeszcze wczoraj aura była mało zachęcająca do wyjścia z domu...a dzisiaj, cudnie jest. Jesień strojna w czerwono-brązowe suknie, przetykane złotą nicią mruga do nas, uśmiecha się najpiękniej, jak tylko ona potrafi.
Od samego rana, rower wołał ze swojego kątka..."ja chcę rozprostować szprychy!" ;). Nie mogłam pozostać głucha na takie dictum. Wsiadłam na swoją strzałę i w drogę!
Pobliski jarmark rozkwitł wrzosami. Mienią się kolorami, od ciemnego bordo, poprzez wszystkie odcienie fioletu, po niemal białe kwiatuszki. Pomiędzy nimi błyskają kapelusze maślaków, podgrzybków, rydzów......  kanie "świecą", jak księżyce w pełni :)
Stragany uginają się pod ciężarem kabaczków, cukinii, bakłażanów. Ale królują dynie, wielkie, ogromne, rozłożyste...wabią i flirtują z przechodniami.
Całości dopełniają rumiane jabłka wołające ..."kup mnie"..."skosztuj mojej słodyczy".
Pomidory konkurują między sobą, który ładniejszy, który okrąglejszy, który bardziej opalony przez słońce :)
Przechadzałam się pomiędzy tym bogactwem jesieni, oczarowana wielością kolorów. Oszołomiona zapachem grzybów i kiszonej kapusty, zerkającej z ogromnych beczek.
I w tym, niemal euforycznym stanie, zatrzymałam się zdumiona.
Wśród tłumu przewijającego się między straganami, dostrzegłam znajomego, sprzed wielu, wielu lat.... Znałam go jako człowieka pełnego energii, wesołego, pełnego pomysłów, pozytywnie nastawionego do świata. Był dla mnie osobą silną i nie mam tu na myśli siły fizycznej ( chociaż pewnie i tej mu nie brakowało). Co jakiś czas słyszałam, że nie wiedzie mu się najlepiej, że dopadły go kłopoty z pracą, ale zawsze ilekroć to słyszałam, myślałam..."on sobie poradzi, bo kto, jak nie on?" Aż zaczęły do mnie docierać informacje, że popija, że nałóg zupełnie zawładną nim. I dzisiaj zobaczyłam człowieka zniszczonego , wycofanego, z takim "tępym" wyrazem na twarzy. I wiecie, z ulgą przyjęłam fakt, że minął mnie jak obcą osobę. Sama nie miałam odwagi zaczepić go, spytać ..." co u Ciebie?" Bo co mogłam od niego usłyszeć?...że jest mu super, że ekstra i wszystko ok...a przecież wiem, że tak nie jest. Po prostu nie umiałabym mu spojrzeć w twarz, przyjąć bez mrugnięcia okiem jego kłamstw...ale też nie potrafiłabym go wesprzeć, w jakikolwiek sposób pomóc. Stchórzyłam, wiem to...i wcale dobrze się z tym nie czuję.
Nagle ta piękna jesień, straciła na swojej urodzie.
Beata

17 komentarzy:

  1. Beatko dobrze że nie podeszłaś i niby o czym tu drążyć temat,zwłaszcza że nałóg jaki on sobie wybrał nie daje za bardzo szansy nad pochylenia się i go pożałowania.
    A jesienią się ciesz jest pięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że może on celowo mnie nie poznał ?...Wiem, nie da się pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce....ale przykro patrzeć, gdy ludzie niszczą sobie życie

      Usuń
  2. Nałóg to ucieczka od problemów. Niestety nie każdy to rozumie. Kiedy ktoś mnie nie chce poznać i mija mnie na ulicy jakby nigdy nic, to ja też go mam go w d... Nie płaczę nad takimi znajomościami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie płaczę....ale w tym przypadku współczuję :)

      Usuń
  3. Wiesz co... myślę, że nie zignorował Cię ... może po prostu sam nie radzi sobie ze sobą i zwyczajnie wstyd mu przed znajomymi...
    A co byś usłyszała gdybyś podeszła? Nie wiadomo ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że tego się bałam, takiej konfrontacji, z jego słabością a pewnie i kłamstwem.

      Usuń
  4. On pewnie też bał się podejść. Jeśli oczywiście Cię zauważył.
    Niesmak pozostaje, ale nic się na to chyba nie poradzi. Wiadomo, że czasem człowiek chętnie wyszedłby z siebie i nie wrócił, Twój znajomy zrobił najgłupszą rzecz, jaką mógł zrobić, czyli wpadł w nałóg. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nałóg to ciężka i smutna sprawa ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Przykre, łatwo mówić, trudniej zaakceptować, ale zmiana podejścia to chyba jedyna droga...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz kiedy byłą mała miałam kolegę z tej samej ulicy, bawwiliśmy się często. Potem ja wyjechałam od służył w wojskach ONZ w czasie wojny na Bałkanach. Wrócił już inny, popijał, czasem, jak jeździłam w swoje strony widywałam go pod sklepem, zawsze pijanego. Parę razy zagadałam, co u niego słychać, ale tylko machał ręką i powiedział, że to było straszne, co przeżył tam w Serbii. A potem się pewnego dnia powiesił..........Może i nie pomożesz, ale jak się przwitasz i zapytasz o zdrowie to nie zaszkodzisz, może tak wszystcy go teraz omijają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację.....a jednak stchórzyłam , nawet takie pytanie stanęło mi kluchą w gardle.

      Usuń
  8. Beatko! To jest głębszy temat. Jak mamy sie zachować, spotykajac kogoś, kto sobie nie radzi, kto siebie niszczy, kto zmienił sie tak bardzo, że mało zostało w nim dawnej osoby? Odczuwa sie oczywiście na jego widok pewien rodzaj przykrego zdziwienia, niesmaku, współczucia, żalu i bezradności. Jednoczesnie chciałoby sie zagadać,podejsc normalnie do tego człowieka, bo może on tego potrzebuje.A z kolei nie podchodząc, okazujemy nasze zawstydzenie, a moze i pogardę dla tej osoby i problem z akceptacją go w obecnej, mało atrakcyjnej formie.
    Sama nie wiem, co zrobiłąbym na Twoim miejscu...Pewnie to samo, co Ty. Minełabym go, udajac iż go nie widzę, nie znam. A potem beształabym samą siebie w duchu, że taki ze mnie tchórz. Że przeciez świat nie składa sie tylko z tych pieknych, młodych i radosnych ludzi. Tych, którym sie zawsze wiedzie.A nie wiadomo, co ze mną sie jeszcze w życiu stanie. I moze kiedys mnie tez ktos specjalnie nie pozna na ulicy...?
    Trudny, bardzo trudny i bolesny temat. Nie dziwię się wiec, że myslenie o tym wszystkim zakłociło Ci ten radosny, jesienny dzień.
    I jeszcze jedno - nie potepiałabym nikogo, kto jest zniewolony jakimś nałogiem. Przecież mało kto potrafi sobie poradzic z rzeczywistościa. Prawie każdy w cos ucieka.Jedni w gapienie sie w telewizor. Drudzy w internet. Trzeci w jedzenie. Nastepni w gry...Nie ma ludzi ze stali. Każdy ma swoje słabości i ma do tego prawo. A im człowiek wrażliwszy, tym bardziej swoje porażki i nieudane życie przeżywa...
    Ale nie zadręczaj sie juz myslami o tym wszystkim. Życie wciaz stawia przed nami takie dylematy. Najważniejsze jest to, iż jesteś wrażliwą, czującą osobą i ta sytuacja nie pozostawiła Cie obojętną!
    Ściskam Cie mocno Beatko i jestem z Tobą, mając nadzieje, że już Ci lepiej na duszy! Bo dzień poza tym naprawdę był piekny. Oby wiecej takich jesiennych, kolorowo-słonecznych dni było przed nami:-))
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takim samym problemem mierzymy się w obliczu ciężkiej choroby. Najczęściej nie umiemy rozmawiać z ludźmi cierpiącymi. Często człowiek, o którym, mówi się "dusza towarzystwa", zostaje sam z własnym cierpieniem, zjadliwą chorobą. Nasze człowieczeństwo często nie zdaje egzaminu w sytuacjach, w których wypadałoby zachować się na pięć. I mimo,że to wiem...stchórzyłam....ale to też ludzkie, tak się pocieszam.
      Delektuję się tą jesienią i liczę na więcej ;)

      Usuń
  9. ciężko z nałogiem żyć i ciężko z niego wyjść...najważniejsza motywacja! Pozdrawiam jesiennie:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę i cieszę się, że zainteresował Cię mój wpis.
Pozdrawiam Beata :)